Paulo Coelho "Pielgrzym"
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok: 2006
Tłumaczenie: Krystyna Szeżyńska-Maćkowiak
Liczba stron: 303
Bohater książki wyrusza na pielgrzymkę do Santiago de Compostela legendarną Drogą Mleczną, którą pątnicy podążali już w średniowieczu. Towarzyszy mu tajemniczy przewodnik, Petrus, nauczyciel praktyk zakonu RAM. To właśnie pod jego okiem pielgrzym jest poddawany najrozmaitszym próbom i ćwiczeniom. Z tej podróży, podczas której przeżyje wiele spotkań z aniołami i demonami oraz weźmie udział w tajnej ceremonii, bohater wróci przeświadczony, że to, co niezwykłe, znajduje się na "drodze zwykłych ludzi". Powieść oparta jest na osobistym doświadczeniu autora, który w 1968 roku odbył pielgrzymkę do słynnego hiszpańskiego sanktuarium. "Mistyka tego miejsca wywołała we mnie taki wstrząs, że musiałem to opisać".
Pierwsza refleksja, jaką zamierzam zamieścić powinna dotyczyć książki szczególnie dla mnie ważnej, jeśli nie najważniejszej. "Pielgrzym" P.Coelho jest właśnie taką książką. Z pełną stanowczością mogę stwierdzić, że ukształtowała ona mój system wartości i sprawiła, że inaczej patrzę na otaczający mnie świat. Jednak, abym mogła w pełni przedstawić wyjątkową magię tejże książki, muszę cofnąć się najpierw o jakieś siedem lat wstecz. Wtedy to, rozpoczynając swoją przygodę z literaturą, natknęłam się na "Pielgrzyma" mojej znajomej. Dokonałam mojego 'rytuału', który zresztą został mi do dnia dzisiejszego: obejrzałam dokładnie przednią i tylną okładkę, początkowe karty i oczywiście poczułam ich zapach (uwielbiam ten szczególny zapach książek, którego nie mogą oddać ebooki). Przeczytałam niespełna dwie strony i stwierdziłam, że mam do czynienia ze skomplikowaną i zupełnie dla mnie niezrozumiałą książką, jednym słowem - dziwną, po czym odłożyłam ją na miejsce.
Teraz już wiem, że nie byłam na nią gotowa. Jest to jedna z tych nielicznych książek, do których trzeba emocjonalnie dojrzeć, aby móc je zrozumieć. Los chciał, że spotkałam się z nią ponownie przy zakładaniu konta na jednej ze stron. Podążając za intuicją, zamówiłam ją. Podczas czytania coś zaczęło się we mnie zmieniać, coś we mnie pękło. Zaczęłam dostrzegać to, co w naszej codziennej gonitwie nie było dla mnie zauważalne. Zaczęłam zwracać uwagę na rzeczy, które do tej pory nie skupiały mojej uwagi. A przede wszystkim zaś zaczęłam w końcu rozumieć sens zawartych w niej słów. Niektórzy czytelnicy zarzucają P.Coelho m.in. brak umiejętności pisarskich. Nie znam się na profesjonalnym pisaniu książek. Prawdę mówiąc, mało mnie to obchodzi. Wiem tylko, że książki tego autora są odzwierciedleniem moich potrzeb i zawierają istotne dla mnie przemyślenia. Jestem świadoma tego, co piszę, gdyż przeczytałam wszystkie pozycje P.Coelho wydane w Polsce. Każda z nich traktuje o czym innym, lecz we wszystkich pojawia się ta cudowna magia, opisywana na podstawie doświadczeń autora. Wszystkie zawierają cenne nauki i wspomniane przemyślenia ważne dla osób, dla których życie wewnętrzne i duchowe znajduje się wysoko w hierarchii wartości.
"Pielgrzym" jest książką wyjątkową, skierowaną przede wszystkim do osób poszukujących. I to jest w niej takie szczególne. Zanim wzięłam ją do ręki, nie należałam do osób mających bogate życie duchowe. Jednak w trakcie zagłębiania się w niej, czułam zachodzącą w tej sferze zmianę. P.Coelho naucza w niej przeróżnych ćwiczeń duchowych, których celem jest skupienie się i zatrzymanie w tym całym życiowym wyścigu. Pokazuje, że nie jesteśmy sami. Odkrywa przed nami drugi świat, niestety, nie tak łatwo dostrzegalny. Osoby, które czytały "Pielgrzyma" wiedzą, co mam na myśli. Wzbudza w nas ponadto miłość do piękna tego świata, miłość do przyrody, należącej do Matki Natury, która w późniejszych książkach autora nabiera bardziej zrozumiałego i znajomego znaczenia.
"Pierwszym symptomem, który ujawnia, że zabijamy marzenia, jest brak czasu - ciągnął Petrus. - Najbardziej zajęci ludzie, jakich zdarzyło mi się spotkać, zawsze mieli czas na wszystko. Ci, którzy nic nie robili, byli wciąż zmęczeni, nie zdawali sobie sprawy, jak mało pracują, i stale narzekali, że dzień jest za krótki. W rzeczywistości bali się podjąć Dobrą Walkę. Drugim objawem śmierci naszych marzeń jest pewność przekonań. Ponieważ nie chcemy spoglądać na życie jak na wielką przygodę do przeżycia, zaczynamy uważać się za rozważnych, sprawiedliwych i przykładnych, ale naprawdę wymagamy od siebie równie mało jak od życia. (...) Nigdy jednak nie odczuwamy radości, niewypowiedzianej radości, która przepełnia serce walczącego, dla niego bowiem nie ma znaczenia ani zwycięstwo, ani klęska, ważna jest tylko Dobra Walka. I wreszcie trzecim symptomem śmierci naszych marzeń jest spokój. (...) Wtedy sądzimy, że dojrzeliśmy, że odsuwamy od siebie dziecięce fantazje i że osiągnęliśmy spełnienie w życiu osobistym oraz zawodowym. Jesteśmy zaskoczeni, gdy osoba w naszym wieku mówi, że wciąż lubi to czy tamto. Ale naprawdę, w głębi ducha, wiemy, co się stało: wyrzekliśmy się naszych marzeń i walki o nie, Dobrej Walki" ("Pielgrzym", s. 71 - 72).
Komu mogłabym ją polecić?
Z pewnością wszystkim, którzy "pielgrzymują" - szukają siebie, szczęścia, nadziei oraz wiary. Ludziom wrażliwym i empatycznym, którzy chcą doświadczyć tych rzadkich chwil wytchnienia w codziennym życiu. Z pewnością jest ona również dla osób otwartych na dostrzeganie znaków w swoim życiu, wysyłanych nam przez dobrodusznych Aniołów.
"Anioł zawsze nas ochrania, jest darem boskim - nie trzeba go wzywać. Oblicze twojego anioła ukazuje się zawsze, gdy ze szlachetnością odnosisz się do świata. Jest strumieniem, polem, błękitem nieba" ("Pielgrzym", s. 88).
0 komentarze:
Prześlij komentarz